Cześć wam ludziska! Mam nadzieję że podoba wam się mój blog :). Chciałam was poprosić o komentowanie. To by była wielka motywacja dla kogoś takiego jak ja.
Informuję was o pewnej smutnej rzeczy: Otóż ten blog zostanie po tej notce na jakiś czas zawieszony.
Pytacie czemu, cóż, powody są dwa. Pierwszy to taki że z ledwością to piszę gdyż mam coś z ręką i cholernie mnie boli. A drugi to taki że jest brak komciów. A ja to odbieram jako brak czytelników.
To tyle informacji. Teraz czas na notkę.
Powolnym krokiem szłam leśną dróżką. Było ciemno ale ja widziałam wszystko. Nie bałam się. Nie cieszyłam się. Po prostu nic nie czułam. Nagle przystanęłam. Byłam na malutkiej polance, światło księżyca odbijało się na tafli małego oczka wodnego. Widok był piękny. Najbardziej zapierało dech w piersiach duże drzewo. Jego liście teraz oświetlone księżycem mieniły się barwami srebra, szarości i bieli.
Powoli zaczęłam zmierzać w kierunku wody. Uklękłam na brzegu i spojrzałam w odbicie. To co ujrzałam sprawiło że z mojego gardła wydobył się krzyk przerażenia. Nagle woda przybrała czerwony kolor a maszkara, którą ujrzałam w swym odbiciu zaczęła wypływać.
Po chwili przede mną stała straszna postać. Mała zszyte usta, z których ciekła czarna maź. Nie mała oczu. Zamiast nich ujrzałam dwie czarne dziury. Włosy były długie, czarne i zlepione ze sobą. Postać była blada, jej twarz była wykrzywiona w parszywym uśmiechu. Po chwili usłyszałam ciche słowa, które mną wstrząsnęły. A brzmiały one " Córeczko, tęsknie." Dwa słowa, a tak mną wstrząsnęły. Z moich oczu mimo chodem poleciały łzy. W pewnym momencie postać podniosła rękę do góry i jednym płynnym ruchem wbiła mi ją w miejsce gdzie biło niespokojnie moje serce. Moje oczy rozszerzyły się, maszkara zaśmiała się złowrogo i pociągnęła za mój organ. Z mojego gardła znów wyleciał donośny krzyk pełen bólu.
W tym momencie gwałtownie podniosłam się z łóżka. Moje oczy były zamglone, lecz leciały z nich łzy. Mój oddech był przyspieszony. Mimo chodem podniosłam rękę i chwyciłam się za miejsce, w którym przed chwilą czułam ogromny ból. Nabrałam głośno powietrze i z cichym świstem je wypuściłam.
-To był tylko sen-szepnęłam cicho aby się pocieszyć.-Zły sen.-znów szepnęłam, ale ty razem załamującym się głosem. Z moich oczu dalej płynęły łzy. Podciągnęłam kolana pod brodę, objęłam je rękami i cicho zaszlochałam. Poczułam jak coś liże mnie po policzku.Spojrzałam kontem oka na mojego towarzysza, który teraz patrzył na mnie z troską. Pogłaskałam go po pyszczku i blado się uśmiechnęłam. On widząc mnie w tym stanie wskoczył na łóżko i położył się obok mnie.
-Sophie, od miesiąca masz koszmary.-powiedział cicho-może jednak powiesz o tym wujkowi?-spytał niepewnie.
-Koszmary mam od miesiąca, bo od miesiąca chodzę do tej szkoły.-szepnęłam i pogłaskałam wilka.
-Ech, wiesz że to nie możliwe.-powiedział lekko zirytowany.
-Specjalista się znalazł.-zażartowałam i opadłam na poduszki.-Która jest?
-7.30-zawył lekko wilk. Cóż, do porannych ptaszków nie należy, to trochę dziwne że się obudził. Chyba że krzyczałam przez sen.
-Muszę wstawać.-powiedziałam cicho.
-Przyjść po ciebie?-spytał zatroskany Shiro.
-Nie trzeba tato.-powiedziałam śmiejąc się cicho. Wstałam, wyciągnęłam ubrania z szafy i ruszyłam do łazienki. Wzięłam prysznic. Gorące krople wody zmywały ze mnie pot jak i wspomnienia koszmaru. Powoli zakręciłam wodę. Wyszłam spod mojej małej oazy spokoju i wysuszyłam się. Szybko ubrałam białą koszulkę z krótkim rękawem, czarne krótkie spodenki, czarne rękawiczki bez palców oraz moją ulubioną bluzę. Włosy zostawiłam rozpuszczone, tylko grzywkę przewiązałam czarną bandamką. Oczy lekko podkreśliłam czarną kredką i wyszłam. Zjadłam śniadanie składające się z pomarańczowego soku i dwóch tostów, spojrzałam na zegarek. wskazywał 8. Pożegnałam się z Shiro i wyszłam. Dziś postanowiłam iść pieszo.
"Droga zajmie mi jakieś 45 minut. Lekcję zaczynam o 9 więc mam czas"-z taką myślą ruszyłam w kierunku szkoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz